GOOD MORNING AMERICA
Dobra, podjęliście tę decyzję. Niby wiesz, że wszystko się zmieni, że początki są trudne i wrócisz o kilka kg większa #spoko. Na szczęście największe obawy nie mieszczą się w bagażu podręcznym więc zostawiasz je na parapecie w waszej kawalerce. Z pieśnią na ustach i dolarami w kieszeni dołączasz do załogi Enterprise i ruszasz w 27 godzinną podróż za ocean, w kierunku nieznanej galaktyki.
Masz dwa wyjścia. Pierwsze: wpadasz w smutek, który zajadasz czipsami w 101 smakach, zamulasz w domu, nie malujesz rzęs i odliczasz dni do powrotu. Jest też drugie wyjście, trudniejsze, wymagające i może Cię oskubać z resztek wypielęgnowanej strefy_komfortu. Zatem, drugie wyjście zakłada, że korzystasz z tego gdzie aktualnie jesteś, zwiedzasz, poznajesz ludzi, robisz z siebie idiotę, zapominasz jak po angielsku jest brokuł (?!), masz gorsze dni, a nie tygodnie, nie chodzisz cały dzień w piżamie (nawet tej ulubionej w renifery), uczysz się języka, fotografii, zakładasz bloga i … (to najtrudniejsze!) cieszysz się z miejsca, w którym się znalazłaś.
Tu i teraz.
Jasne, że tęsknisz, ale wiesz też dokładnie, dla kogo tutaj jesteś.
Leave a Reply